Odcinek 15


GTAthegame
autor: metzen · data: 02.06.2007
- Co ty tam tak stukasz na tym laptopie? - Usłyszałem z kąta pokoju. Powoli podniosłem głowę i spojrzałem w kierunku pytającego.
- Spisuję pamiętniki z dzieciństwa. - Nawet nie mrugnąłem.
Promienie słońca wlewały się do pokoju pięknie nadając wszystkiemu dziwną, nierealną postać.
- Akira, żyjesz tam? - Zapytałem w pewnym momencie. Mruknięcie spod ściany mogło świadczyć albo o tym, że Akira faktycznie jakoś funkcjonuje, albo o tym, że jest już dawno martwy. Rzecz punktu widzenia.
- Rusz dupsko i podejdź no tu, chcę ci coś pokazać. - Rzuciłem nie spuszczając oczu z komputera.

- Dawno się nie widzieliśmy. - Harry Luca pociągnął łyk z filiżanki i spojrzał na swojego rozmówcę, człowieka, który - bądź co bądź - wzbudzał w nim pewien strach.
- Liberty City, 1997. - Przytaknął Śmierć. - Zmieniłeś kolor włosów.
- Poczułem potrzebę zmiany stylu.
- Hmm... Wiele o tobie się nasłuchałem przez te dwa lata... "Niezidentyfikowany zabójca znów działa"... "Totalna masakra na przyjęciu u senatora..."... Czy nawet ostatnio "Strzelanina w klubie 'Iguana' i seria dziwnych zabójstw.". Nie nudziło ci się.
- Jakoś trzeba zarabiać na życie. - Wzruszył ramionami Lono. - A ty co porabiałeś od naszego ostatniego spotkania?
- Kilka drobnych fuch. Głównie likwidowanie konkurencji. Wracając do ciebie... Zabijasz. I uważasz, że to zawód jak każdy inny. - Śmierć położył łokcie na blacie stolika i złączył ręce.
Luca przymknął oczy. Z oddali słychać było płacz dziecka, muzykę z radia, mewy.
- Nie. To nie jest zwykła robota. - Podjął w końcu. - Daleki jestem od banalnego "nikomu nie życzę takiej fuchy, to straszne". Ale nigdy nie powiem, że nie sprawia mi to pewnej przyjemności.
- No jasne. Umiesz to robić, więc sprawia ci to przyjemność. Znasz powód, dla którego tu jestem?
- Uhm.
- Przejdźmy się.

Obudziłem się w furgonie. Związany, próbowałem się przetoczyć na bok, ale bezskutecznie. "Jak ja się tu znalazłem?" - pomyślałem. I wtedy wydarzenia ostatnich kilku godzin zwaliły się na mnie niczym lawina.
Próba ucieczki... Krzyki... Upadek...
No jasne. Podejrzewałem, co mają zamiar z nami zrobić. I chciałem im uciec, przez co wpieprzyłem nas w jeszcze gorsze szambo. Co ja najlepszego narobiłem?
Van zatrzymał się gwałtownie, przeturlałem się pod samą szoferkę. Wszystko wskazywało na to, że byłem jedynym "pasażerem".
Ktoś powiedział coś po chińsku, ktoś zaklął. Już po angielsku. Drzwiczki furgonu otwarły się zalewając całe wnętrze światłem. Przełknąłem ślinę. Na ścianie była zawieszona łopata, a pod nią leżało kilka worków. Niezbyt optymistyczna perspektywa. Dwóch drabów wyciągnęło mnie z samochodu. Byliśmy chyba gdzieś w okolicach Mount Chiliad, na kompletnym odludziu. Świeże powietrze i trawka, aż chciałoby się jakiś wiersz napisać.
Dostałem obuchem w skroń, ból oślepił mnie i padłem twarzą w piach. Wypluwając ziarenka próbowałem krzyczeć, ale sprowokowało to tylko kolejny cios, tym razem w usta.
Krztusząc się krwią i sprawdzając ile zębów mi jeszcze zostało spojrzałem na dwóch Chińczyków szykujących się do skończenia sprawy ze mną. I w tym momencie zdarzył się cud.
Natrafiłem nogami na ostry kamień. Bardzo powoli, aby nie zwrócić uwagi oprawców zacząłem pocierać o niego więzy na kostkach. Gdyby mieli mnie załatwić profesjonaliści, już pewnie dawno leżałbym sześć stóp pod ziemią, ale na szczęście wysłano amatorów. Sznur był stary i słaby; do tego źle zawiązany. Gangsterzy kręcili się dookoła furgonu nie wiedząc, od czego zacząć egzekucję. Z rosnącym podnieceniem poczułem, jak lina puszcza. Bez namysłu wstałem i rzuciłem się w kierunku zbocza mając nadzieję, że zanim się zorientują będę już na dole. Wychodzący zza wozu osiłek nie mieścił się w moich planach.

Fala wylała się na brzeg wywołując masę radości wśród bawiących się dzieci i płosząc siedzącego nieopodal psa. Lono spojrzał na kraba przebijającego się przez fałdy piachu i westchnął.
- Idziemy tak od kawiarenki w Pallisades i nic nie mówimy. - Zaczął w końcu. - Czemu nie załatwić tego teraz?
- Nie masz za grosz wyczucia stylu. To widać zresztą po koszulach. - Odrzekł Śmierć rzucając ptakom okruchy chleba.
- Rzecz gustu.
- Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co w życiu cię ominęło? - Zapytał nagle Azjata.
- Żeby tylko raz...
Milczeli chwilę wpatrzeni w morze.
- Jak ostatni raz się widzieliśmy... miałeś okulary z czerwonymi szkłami. Co z nimi zrobiłeś? - Lono ukląkł i zaczął przesypywać piasek z ręki do ręki.
- Są w kieszeni płaszcza. Jakiej odpowiedzi oczekiwałeś?
- Czy ja wiem... - Luca spojrzał w niebo i zmrużył oczy. - Myślałem, że się stłukły, a filozofia życiowa zabrania ci kupowania drugich, takich samych.
- To przecież głupie.
- Fakt. Głupie.
Śmierć poprawił płaszcz i powiedział sucho:
- Poczekam sto metrów dalej - tam, gdzie zaczynają się kamienie i nie ma aż tylu ludzi. Przyjdź, jak już będziesz gotowy.

Podniosłem się, otrzepałem z kurzu i szybko rozejrzałem dookoła. Chińczyk, z którym się stoczyłem ze wzgórza leżał obok mnie ze skręconym karkiem. Opanowałem odruch wymiotny i puściłem się między drzewa dziękując opatrzności, że sznur krępujący ręce rozerwał się na zboczu. Drugi gangster wciąż próbował mnie ścigać, świadczyły o tym ciągłe przekleństwa i wystrzały, z których najniebezpieczniejszy zaszkodził drzewu znajdującemu się pięć metrów na lewo ode mnie.
Nie można jednak było za bardzo ryzykować - mógł on w końcu też trafić, a biorąc pod uwagę kolor moich włosów opcja z ukryciem się raczej odpadała. Przyspieszyłem ocierając krew z ust; dostrzegłem urwisko. Ścigający mnie był w dużo lepszej kondycji, więc postanowiłem zaryzykować i mieć nadzieję, że nie jest ono zbyt wysokie, a na dole płynie sobie rzeka. Skoczyłem. I miałem szczęście.
Wpadłem do wody zanurzając się na kilka metrów, po czym wypływając w kierunku skalnej ściany. Usłyszałem jeszcze kilka przekleństw Chińczyka, który nie miał pojęcia, gdzie się podziałem. Poczekałem aż ucichł i wypłynąłem na brzeg.

Harry Luca szedł korytarzem. Mijał dziwne pokoje. Niektóre z nich były zamknięte, z datami wymalowanymi na drzwiach, inne otwarte, prezentowały jakieś obrazy. Znajome, lecz strasznie dalekie. W pewnym momencie korytarz się skończył, pozostała tylko nieprzenikniona ciemność. Lono szedł dalej, patrzył na mijane postacie.
- Dokąd zmierzasz? - Zapytał Benny O'Bryan przyglądając się karminowej plamie na swojej koszuli.
- Opuszczasz mnie? Zostań! Nie rób tego! - Kontynuowała blada i wychudzona jak śmierć Rose Luca.
Dało się słyszeć plusk. Johnny Davido wyłonił się z wody i wskazał Harry'emu kierunek.
- Zabraniam ci! Nie masz prawa tego robić! - Wrzasnął Pan Forelli, a echo potoczyło się potępieńczo po zimnej, czarnej przestrzeni.
- Nie możesz już zawrócić. - Powiedział Paul Fishbone kierując swoje puste, zakrwawione oczodoły na Lucę.
- Tyle poświęcenia na nic... - Wychrypiał opierając się na swoim mieczu, podziurawiony jak sito Vinnie Colio.
- Tyle poświęcenia na nic... - Powtórzył Franco Carver ze stołu wyglądającego na operacyjny. Jego postać prawie cała była zakryta zakrwawionym prześcieradłem.
- I po co ci to było? - Spytał z przekąsem Mike "Lips" Forelli popijając wino.
- Upokorzyliście mnie i okradliście! - Zakrzyknął pan Jong. - Macie za swoje! Vendetta!
Harry padł na kolana i zamknął oczy. Miał nadzieję, że ten koszmar się wreszcie skończy. Nic jednak na to nie wskazywało, wciąż słyszał szepty tych wszystkich ludzi - zarówno martwych, jak i żywych.
Z trudem wstał i doszedł do drzwi, za którymi była pusta, zimna plaża.
- To koniec. - Powiedział Śmierć.
- Początek? - Zapytał Luca, po czym błyskawicznie sięgnął po broń i wycelował.
Był o ułamek sekundy za wolny. Cichy bzyk tłumika zaszumiał mu w głowie, kula gładko weszła w serce. Lono zachłysnął się i złapał za pierś. Przeszedł jeszcze kilka chwiejnych kroków do tyłu, po czym upadł na kamienie barwiąc je ciemnym odcieniem czerwieni.
Słońce ogrzewało mu twarz.

- Węfuje... - Powiedziałem biorąc kawałek kiełbasy od wieśniaka i przeklinając pokaleczone usta oraz język. Usiadłem na werandzie. Żyłem, uciekłem. Jak to wszystko potoczy się dalej? Będzie ciężko. Kto wie, jak to wszystko się skończy...
Obserwowałem zachód słońca i myślałem o życiu. Życiu, które przez własną ciekawość straciłem.
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=80