Odcinek 11


GTAthegame
autor: sdr · data: 14.04.2006
Nie było czasu na schody, więc skoczyłem z około pięciometrowego nabrzeża prosto do wody. Następnie podpłynąłem kawałek i cały mokry wpełznąłem na pokład najbliższej łodzi. Odpalenie silnika zajęło mi dosłownie chwilkę. Przy odgłosach strzelaniny, skierowałem się w stronę Rockford. Nie dopłynąłem do kryjówki Phil'a, bo aż roiło się tam od psów. Wyskoczyłem z łodzi trochę wcześniej i wpław pokonałem krótki dystans pozostały mi do brzegu. Na trawniku strząsnąłem z siebie resztki kapiącej wody. Przebiegłem szybko przez ulicę i wszedłem do budynku, w którym tymczasowo wynajmowałem pokój. Szczęśliwie na klatce schodowej nie spotkałem nikogo. Po wejściu do mieszkania od razu zamknąłem za sobą drzwi. Podszedłem do szafy w celu wyciągnięcia suchego ubrania, jednak w tym momencie zadzwonił mój telefon. To był Ray.
- Carter, słucham.
- O... Matt. Fajnie, że jesteś cały.
- Taa. Mało brakowało i już siedziałbym w pace.
- No nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Zaraz jak przyjechałem z towarem, na nabrzeże zwaliło się całe stado psów.
- Dobra. Oni i tak już wiedzą, że to byłeś ty. Lepiej zmień kryjówkę. Za chwilę ktoś przyniesie ci przesyłkę, to zapłata za robotę. Na razie musimy przerwać współpracę, bo na mieście jest za gorąco. Gliny wszędzie węszą. Muszę kończyć.
Sygnał się urwał. Poszedłem do łazienki, umyłem się i przebrałem w świeże ciuchy.

20 minut później

Ktoś zadzwonił do drzwi, otworzyłem. Przede mną stał średniego wzrostu chłopak, w zielonej kurtce z logo tutejszej firmy kurierskiej.
- Pan Carter?
- Tak.
- Przesyłka dla pana. Proszę tu podpisać.
Strzeliłem parafkę na skrawku papieru, który mi podał i zabrałem grubą, białą kopertę. Poszedłem do kuchni po nóż, aby otworzyć ją bez naruszania zawartości, jednak nie znalazłem go tam. Wróciłem do pokoju. Gdy zacząłem dobierać się do paczki gołymi rękami, znowu usłyszałem dzwonek do drzwi. Czyżbym zapomniał o napiwku? Podszedłem i zajrzałem przez wizjer. "O jasna cholera!" syknąłem. Przed drzwiami stało dwóch gliniarzy z gnatami w rękach. Trzeba było się zmywać... i to szybko. Ale jak? "Tylko spokojnie". Rozejrzałem się po pokoju. Okno wychodziło na wewnętrzny plac. Wyjrzałem przez nie. Jakieś dwa metry niżej znajdowały się schody przeciwpożarowe. Zebrałem najważniejsze rzeczy, wrzuciłem je do reklamówki i upuściłem przed sobą. Mundurowi za drzwiami zaczęli się głośniej dobijać i wykrzykiwać, że policja, itd., itp. Nie przejmowałem się tym, byłem już tak blisko osiągnięcia najważniejszego teraz celu. Wystawiłem jedną nogę, potem drugą i zawisnąłem na parapecie. W końcu puściłem go i z hukiem upadłem na metalowe schody. Policjanci chyba skapnęli się jak wygląda sytuacja, bo wyraźnie ucichli. Według mnie, właśnie przymierzali się do wyważenia drzwi. Pozbierałem się, zszedłem na dół i w poprzek placu pobiegłem do bramy. Ostrożnie wystawiłem głowę, spojrzałem w lewo i w prawo. Po lewej widziałem tylko radiowozy i pobłyskujące na nich flesze, zaś po prawej było w miarę spokojnie. Spokojnie, tzn. nikogo przypominającego glinę. Poszedłem w tamtym kierunku. Samochód został u Phil'a, więc musiałem poruszać się pieszo. Ale nie to było teraz ważne. Musiałem znaleźć jakieś miejsce do spania. Na szczęście kurier zdążył z kasą od Machowskiego, bo byłbym już całkiem spłukany. Za rogiem zobaczyłem zachęcający szyld baru 24/7. Postanowiłem tam wstąpić i zjeść coś konkretnego. Usiadłem przy ladzie, zamówiłem jedzenie, rozejrzałem się ostrożnie. Gdy byłem pewien, że nikt mnie nie obserwuje, wyjąłem z reklamówki przesyłkę. Delikatnie otworzyłem ją i rzuciłem okiem na zawartość. Wewnątrz znajdował się kuszący pliczek banknotów. Uśmiechnąłem się, po czym wyjąłem stówkę i wsadziłem do kieszeni. Czymś musiałem zapłacić za żarcie, a na straszenie spluwą nie miałem ochoty. Byłem zmęczony. Jakiś czas później zamówiłem whisky. Potem jeszcze jedną i jeszcze jedną i jeszcze jedną i jeszcze...

Gdy obudziłem się, w lokalu było jasno. Popatrzyłem na barmana.
- Która godzina?
- Dochodzi ósma.
- O ja pier... Idę stąd.
- A kto zapłaci?
- Nie zapłaciłem? – mówiąc to, wyjąłem z kieszeni $100 i podałem facetowi za ladą po czym odwróciłem się do wyjścia.
- Za mało. Brakuje 30 dolarów.
Spojrzałem do reklamówki. Wyjąłem białą kopertę i... zauważyłem, że jest pusta.
- Fuck!
Popatrzyłem na barmana. Czekał z wyciągniętą ręką. Wziąłem oddech i wybiegłem ze sklepu. Leciałem tak jakieś 50 metrów. W końcu zauważyłem wąską uliczkę miedzy budynkami, schowałem się w niej. Przykucnąłem. "Co dalej?" przeleciało mi przez głowę. Już kompletnie nic nie wiedziałem.

CDN
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=50