Odcinek 10


GTAthegame
autor: sdr · data: 07.04.2006
Podniosłem kartkę i rozłożyłem ją. Wewnątrz nadrukowane było zdjęcie. Dałbym głowę, że już gdzieś widziałem to miejsce. Tak... na fotografii widniała budka telefoniczna w Torrington. Niewiele myśląc, zwinąłem swoje rzeczy i pojechałem tam. Gdy tylko zatrzymałem wóz na poboczu, telefon w budce zadzwonił. Wysiadłem z auta i odebrałem.
- Carter? – odezwał się głos znany już z poprzedniej rozmowy.
- Słucham.
- Budka w Belleville Park...
Sygnał się urwał. Cholera! Co to? Podchody?! No nic, pojechałem we wskazane miejsce. Zadzwonił telefon, podniosłem słuchawkę.
- Halo?
- Budka w Liberty Campus...
I znowu to samo. Zapakowałem się do wozu. Na miejscu ponownie odebrałem telefon.
- Budka w Belleville...
- Ty dupku. Jak cię dorwę...
Po drugiej stronie słuchawka była już odłożona. Nie pozostało mi nic innego jak tylko wrócić do Belleville Park. Zatrzymałem samochód tam gdzie poprzednio i podszedłem do budki. Telefon zadzwonił. Przygotowałem sobie piękną wiązankę, podniosłem słuchawkę i zacząłem recytować.
- Słuchaj ty stary, powalony...
- Toaleta...
I znowu cisza. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wspomnianego kibla. Najbliższy znajdował się na terenie parku. Nie mając innego wyjścia, wkroczyłem na kawałek zielonego terenu otoczonego niskim murkiem. Po krótkim spacerze znalazłem się przy toaletach publicznych. W pobliżu nie było nikogo, więc udałem się do środka. Wszechobecna cisza kazała mi myśleć, że zostałem wystawiony do wiatru, jednak po chwili w jednej z kabin coś się poruszyło.
- Tutaj. – usłyszałem.
Podszedłem do miejsca, z którego mogło dobiegać "wezwanie" i kopnąłem drzwi kabiny. W środku nie znalazłem nikogo. Byłem już nieźle wkurzony, wyciągnąłem klamkę. Stanąłem naprzeciw drugich drzwi. Zasadziłem kopa. W środku stał facet w szarym płaszczu.
- Ty cwelu... – złapałem go za szmaty i pchnąłem na spłuczkę. – Pogrywasz sobie ze mną?
- Spokojnie! Mam dla ciebie robotę!
- A to była rozmowa kwalifikacyjna?!
Puściłem go. Gościu poprawił płaszcz i wyszedł z kabiny.
- To tylko środki ostrożności. Jestem gliną...
- Ach tak. I każdemu każesz się w to bawić?
- No, w sumie...
- Skoro jesteś gliną, to co możesz mi zaoferować? A może to tylko zasadzka i za moment pojawią się tu SWATowcy? Co?!
- Spokojnie, człowieku. Jestem Ray, Ray Machowski. Jeśli chcesz zarobić trochę kasy to zamknij się, a jak nie, to wypad z mojego kibla.
- No dobra, co to za robota?
- Takie małe zlecenie. Otóż muszę odebrać od znajomego ładunek i dostarczyć go do Yakuzy. Jak się domyślasz, nie mogę zrobić tego osobiście...
- Hmm... OK, to gdzie jest ten towar?
- U Phila, w Rockford. Nie będziesz miał daleko. Na miejscu dostaniesz trucka, którym przewieziesz wszystko. Dostarczysz towar, otrzymasz zapłatę. Uczciwie, prawda?
- Wydaje się być w porządku.
- Więc na co czekasz? Zmywaj się – ładunek już zapakowany.
- Do zobaczenia... Ray.
- Nie chrzań.

Spokojnie udałem się do wozu i pojechałem w kierunku Rockford. Miejsce, z którego miałem odebrać towar, rzeczywiście znajdowało się bardzo blisko mojej kryjówki. Zatrzymałem się przed bramą. Walnąłem dwa razy w klakson i po chwili stalowe wrota stanęły otworem. Wjechałem na plac. Od razu zobaczyłem Phila grzebiącego przy starym Barracks'ie.
- Przysłał mnie Ray. Mam przewieźć jakiś towar.
- Tak, tak. Właśnie skończyłem załadunek. Jestem Phil Cassidy, ale mów mi po prostu Phil. To twoja fura - możesz jechać.
- OK, chciałbym jeszcze tylko rzucić okiem na to, co będę wiózł.
- Hmm... Skoro chcesz...
Przeszliśmy na tył ciężarówki. Cassidy podniósł plandekę i wpuścił mnie do środka. Cały truck napakowany był drewnianymi skrzyniami. Leżącym w pobliżu łomem podważyłem wieko jednej z nich i spojrzałem na zawartość. Wewnątrz znajdowały się ogromne zapasy amunicji, wymieszane z wiórami pełniącymi rolę amortyzacji. Przypomniały mi się czasy z FBI, kiedy sam przejmowałem takie transporty. Ehh...
- Jedź ostrożnie. – zaśmiał się Phil.
Mogłem się tylko domyślać, że pozostałe skrzynie zawierały różnego typu pukawki. Nie spodziewałbym się, że Yakuza idzie na taką łatwiznę.
- No. Lepiej, żeby psy nie zczaiły co wiozę, bo może być gorąco.
Wziąłem kluczyki do Barracks'a. Zasiadłem za kierownicą i odpaliłem silnik. Następnie ruszyłem w stronę Newport, gdzie znajdowała się siedziba Yakuzy.

Gdy byłem już w Liberty Campus, odezwał się mój pager. Dostałem od Phila cynk, że pały węszą u niego i wiedzą o transporcie. Cholera. Zostało mi kilka minut na dowiezienie tego shitu, potem w mieście rozpęta się piekło. Przyspieszyłem i przejechałem na czerwonym. Nagle zauważyłem, że na ogon wskoczył mi jakiś radiowóz. Niech to szlag! Kiedy zrównał się ze mną, stuknąłem go w bok i tym samym zepchnąłem na chodnik. Zatrzymała go przydrożna latarnia. Wjechałem do Newport i skręciłem w drogę za parkingiem. Ludzie z Yakuzy chyba wiedzieli co się święci, bo od razu skierowali mnie do garażu. Zostawiłem tam ciężarówkę i pobiegłem na nabrzeże. Nadleciał policyjny helikopter, a po nim zjawiła się kolumna oznakowanych furgonetek. Skośnoocy gangsta rozpoczęli ostrzał.

CDN
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=49