Odcinek 6


GTAthegame
autor: sdr · data: 10.03.2006
- Cześć, co się stało z twoim wozem?
- Trochę się podziurawił... Za parę dni będzie jak nowy.
- Aha – odrzekł Chris ze zdziwioną miną.
Wyglądał jakby zaraz miał eksplodować śmiechem. Mi wcale nie było wesoło. Wsiadłem do Perenniala, którym przyjechał. Już chyba nic gorszego nie mógł wziąć. Owszem, często brakuje w "firmie" pojazdów, ale żeby tłuc się tym gratem?
- Słuchaj... Szef mówił, że chce się z tobą widzieć. To ma być jakaś większa sprawa. Chyba wpadłeś mu w oko :)
- Daj spokój... Pewnie zaś chce żebym sprzątnął jakiegoś ważniaka, albo wywiózł zwłoki do sprasowania. Swoją drogą, przydałaby się jakaś odmiana. Wiesz, poważniejsza robota.
Zajechaliśmy przed bistro.
- Rozumiem cię. Idź do niego. Potem pogadamy.
- Na razie... Dzięki za podwiezienie.

Wszedłem po schodach do lokalu. Dawno tu byłem. Odkąd mieszkam we własnym mieszkaniu, rzadko wpadam do biura. Pan Forelli siedział przy stoliku pod oknem. Towarzystwa dotrzymywał mu jakiś mężczyzna, ubrany w ciemno szary garniak. Podszedłem i stanąłem obok w oczekiwaniu na podjęcie rozmowy. Po chwili dialog został przerwany i szef zwrócił się do mnie:
- Witam, Carter. Słyszałem trochę o twoich sukcesach. Chris powiedział, że nieźle się sprawujesz. Dlatego postanowiłem powierzyć ci trudniejsze zadanie. Poznajcie się: to jest Mike, mój kuzyn – zwrócił się do mnie, a następnie do swojego krewnego – to jest Matt Carter.
- Miło mi – przywitałem się grzecznie.
Forelli ponownie zwrócił się do mnie:
- Od dziś będziesz osobistym ochroniarzem Mike'a. Ostatnio narobił trochę zamieszania w mieście i niektórzy przestali darzyć go szacunkiem.
- Tak jest...
- A więc chodźmy – powiedział Mike – muszę jeszcze gdzieś skoczyć. Podwieziesz mnie Matt?
- Oczywiście, już idę po samochód – odwróciłem się i skierowałem w stronę drzwi...
- Carter! – zawołał mnie – Weź limuzynę...
- Rozumiem...
Zawróciłem i wyszedłem przez zaplecze na tyły budynku. Poszedłem do garażu, odpaliłem czarnego Stretch'a, a po chwili zajechałem przed bistro. Mike akurat wychodził. Jeszcze tylko uścisk dłoni z szefem i za moment był przy samochodzie. Otworzyłem drzwi.
- Dokąd jedziemy? – zapytałem.
- Do garażu Joey'a Leone, muszę z nim pogadać.

Ruszyliśmy. Pierwszy raz miałem okazję wieźć, taką szychę. W końcu kuzyn szefa nie był byle kim. Z początku jechaliśmy w ciszy. Dopiero przed Trenton zagadał do mnie:
- Słuchaj Matt... Spędzimy razem trochę czasu. Nie wiem, może tydzień, może miesiąc... Aż się to wszystko uspokoi. Może przejdźmy na "ty".
- Dziękuję, to miłe...
- Oczywiście przy kuzynie powinniśmy zwracać się do siebie oficjalnie, jednak sądzę, że gdy jesteśmy w innym towarzystwie możesz mówić mi po imieniu. Jestem Mike, ale znajomi mówią na mnie Lips...
- W porządku. Cieszę się, że traktuje mnie pan... ekhm... traktujesz mnie jak partnera.
- Nie ma sprawy.
Dotarliśmy na miejsce. Mój "podopieczny" wysiadł. Też chciałem, ale zatrzymał mnie mówiąc, że to bardzo osobista sprawa – OK. Wrócił po dobrych 40 minutach we sporą walizą, cholera – jakiś nie wygadany. Zapakował się do limo i kazał wracać na Saint Mark's. W drodze powrotnej już się nie odezwał, czyżby interesy poszły nie tak? Gdy wysiadał, przez otwarte jeszcze drzwi, rzucił tylko:
- To na dziś by było tyle. Dalej sobie poradzę, jedź do siebie.
- OK.
- Spotkamy się jutro. Bądź pod lokalem o 10 rano. Do zobaczenia...
- Na razie Lips.

CDN
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=45