Prolog


GTAthegame
autor: sdr · data: 27.01.2006
Budynek Sądu Najwyższego, Liberty City, Grudzień 2000

- Sąd stwierdza, że Matthew Carter, winny jest zarzucanych mu czynów i skazuje go na trzy lata oraz sześć miesięcy pozbawienia wolności... Wyrok jest prawomocny. Zamykam posiedzenie Sądu. Proszę wyprowadzić oskarżonego – sędzina w długiej czarnej todze, spojrzała na mnie bez emocji i wskazała strażnikowi drzwi. Jeszcze tylko na moment moje spojrzenie trafiło na twarz prokuratora Jones’a, który z niesłychaną satysfakcją uśmiechnął się. Strażnik sądowy mocno szarpnął mnie za ramię, a że byłem dokładnie skuty, nie miałem ochoty na bezsensowne stawianie oporu.

Ta noc była wyjątkowo długa. Nie mogłem zasnąć, myślałem o najbliższych trzech latach – latach odsiadki w tej śmierdzącej norze. Zbudziły mnie dobiegające z korytarza kroki. Otworzyłem oczy i podniosłem się, jednak po chwili dźwięk zaczął cichnąć. Strażnicy, wyjątkowo często spacerują korytarzem, do którego przylega moja cela. Spojrzałem w górę na małe, okratowane okienko, będące teraz jedynym źródłem naturalnego światła. Dokoła mnie zapanowała cisza, tak, że popadłem w głęboką zadumę. Dopiero w takiej sytuacji, zapracowany zwykle człowiek może odetchnąć – dopiero jak go przymkną i będą trzymać pod kluczem...

Znowu usłyszałem kroki. Tym razem urwały się gwałtownie przed moimi drzwiami, o ile to coś bez klamki od wewnętrznej strony, można nazwać drzwiami. Ktoś powoli przekręcił klucz i wpuścił do środka smugę światła. Odwróciłem głowę. W przejściu zobaczyłem klawisza. Był uzbrojony w karabin, paralizator, gumową pałkę oraz kilka innych przydatnych gadżetów. Dobrą chwilę tak stał; w końcu nie co dzień te mury goszczą agentów federalnych. Nagle, pod wpływem rzuconego mu znudzonego spojrzenia, burknął:
- Do pokoju rozmów, Carter.
Cokolwiek miało to oznaczać, ja nie spodziewałem się żadnych gości. Wyciągnąłem przed siebie ręce, które już po chwili zostały złączone "metalowymi więzami" i ruszyłem do przodu, w kierunku wspomnianego pokoju. Całą drogę, rozciągniętą w czasie przez moje skrępowane ruchy, domyślałem się kto może chcieć mnie widzieć już drugiego dnia. Nikt konkretny nie przychodził mi do głowy. Po kilku minutach sunięcia korytarzem dotarliśmy do drzwi, za którymi mieścił się nasz cel.

Pomieszczenia pilnowało dziesięciu uzbrojonych w automaty funkcjonariuszy. Na środku znajdowała się do połowy wymurowana ściana, której resztę stanowiła tylko szklana bariera, pewnie kuloodporna. Całość podzielona została na pięć segmentów oddzielonych od siebie niby-drewnianymi ściankami. Przy każdym stanowisku znajdowały się dwie słuchawki – dla jednej i dla drugiej strony.
Zupełnie jak na filmach – przeleciała mi przez głowę zabawna myśl. Jednak w gruncie rzeczy, nie było mi wcale do śmiechu. Wciąż nie wiedziałem też, z kim za chwilę przyjdzie mi stoczyć bój na słowa. Gdy tak porządkowałem w głowie myśli, strażnik pchnął mnie lekko do przodu, dając jednocześnie do zrozumienia żebym zajął najbliższe wolne miejsce; usiadłem więc wygodnie. Wtem po drugiej stronie rozsunęły się skrzydła szklanych drzwi i do pokoju wszedł powolnym krokiem jakiś sztywniak w ciemnym garniaku oraz okularach. Spokojnie rozejrzał się dokoła i upewniwszy się, że to ze mną ma gadać, zasiadł naprzeciw...

CDN
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=39