Gość

Rejestruj

Ukraine Grunge Flag by Free Grunge Textures - www.freestock.ca is marked with CC BY 2.0. To view the terms, visit https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/?ref=openverse
Odcinek 10
napisany: 27.04.2007 · dodał: metzen
kategoria: gta story 3 · komentarzy: 8 · wyświetleń: 5011
Liberty City, 1997

Ocknął się. Lokal był całkowicie zrujnowany. Stoły i krzesła były w kawałkach, butelki za barem zamieniły się w masę tłuczonego szkła, większość obrazów pospadała, a drzwi wejściowe były wyłamane z zawiasów. Całej tej apokaliptycznej wizji dopełniały ciała - przynajmniej sześciu gangsterów poprzeszywanych kulami, rozłożonych na ziemi w najróżniejszych pozycjach. "Jakim cudem ja to przeżyłem?" Pomyślał.
Stanął na nogi i chwiejnym krokiem podszedł do lustra umieszczonego za barem. W odbiciu zobaczył swoją twarz - twarz ekstremalnie chudego szatyna z plastrem na czole, rozciętą wargą, ubranego w karminową koszulę.
- Całkiem nieźle. Przeżyłeś. - Usłyszał za sobą i mimowolnie się wzdrygnął.
- Mógłbym cię tu zabić, zostawić razem z tymi niczego nie wartymi śmieciami zezującymi już na sufit. - Kontynuował nieznajomy, długowłosy azjata w czarnym płaszczu i czerwonych okularach. - Ale nie, nie uczynię tak. Bo ty, jako jedyny zauważyłeś, że do baru nie wchodzi zwykły zabójca. Wiedziałeś, że do baru wchodzi Śmierć. I jako jedyny, chciałeś ratować swoje życie, okazując rozsądek. Dlatego pozwolę ci żyć. Przeznaczony ci jest inny koniec, w innym miejscu, w innym czasie.
Skończywszy swój monolog, Śmierć wyszedł, zabierając cały zysk z dopiero, co odbytej transakcji, ze sobą.

San Andreas, 1999

- Przepraszam... Zdrzemnął się pan? To już zajezdnia, trzeba wysiadać.
Harry Luca przeciągnął się i powiódł nieprzytomnym wzrokiem po tramwaju. Faktycznie, wagon był pusty, a możliwość, że reszta pasażerów jakimś tajemniczym sposobem się zakamuflowała, należało raczej odrzucić.
- Jueeeeeeeż wyyyysiaadam. - Powiedział, ziewając.
Musiało być stosunkowo późno - słońca nie było już na horyzoncie, powoli zapalały się uliczne latarnie. Lono doczłapał jakoś do hotelu, wszedł do wynajętego pokoju przewracając przy okazji wieszak i padł na łóżko. Kiedyś trzeba było odespać nadgodziny.

Nigdy nie przepadałem za biegami długodystansowymi. A ludzie Sevena akurat mi taki jeden zapewnili. Tak naprawdę, to nie chodzi nawet o to, że mój nauczyciel WF-u z czasów szkolnych był wrednym chujem - to raczej rzecz przekonań. Widzicie, jestem człowiekiem pozytywnie myślącym, który nigdzie się nie spieszy, więc bieganie w jakimkolwiek innym celu niż dla relaksu, uważam za nonsens. Czy to na autobus, czy uciekając przed bezmózgimi cynglami - nie przepadam za pośpiechem.
Poszedłem spać. W planach miałem drobną wycieczkę do Fierro, gdzie, jak twierdził Wylie, mógł mnie czekać ciekawy temat na artykuł. Należało, więc być następnego dnia wypoczętym.

Pan Forelli łączył w sobie cechy człowieka irytującego z absolutnie nieznośnym, upierdliwym i wybuchowym. I tak na prawdę, gdyby Lono z panem Forellim nie potrafił odpowiednio rozmawiać, już dawno miałby kontrakt na swoją głowę.
- Jakim Los Santos, kto to Los Santos? Po co oni w ogóle mieliby zmieniać swoje zamiary? - Zapytał Harry robiąc kawę.
- Bo najwyraźniej przegapiłeś jakiś szczegół! Mam w każdym razie dosyć tych dwóch wymykających się z naszych sideł - pieniądze mogą poczekać! Chcę, żebyś pojechał do Santos i ich ZNALAZŁ! - Prawie wykrzyczał do słuchawki Boss. - Capisce?

- Jasne, jasne, kapuję. - Odwarknął Garry. - Ten jeden, ostatni raz posłucham ciebie. Swoją drogą, przypomnij mi, jak mnie namówiłeś na napadnięcie jakiegoś biznesmena, pobicie go i zabranie mu kasy?
- Zwróciłem ci uwagę na to, że wielki zły blondas może w każdej chwili wejść do naszego pokoju hotelowego i rozsmarować nasze mózgi na ścianach. A teraz nie marudź, wchodzimy.
Budynek redakcji LS Times, niezbyt imponujący od zewnątrz, wszystko nadrabiał wnętrzem - od obrazów i archiwalnych wydań na ścianach, poprzez wyłożoną zielonymi kafelkami posadzkę, aż do nowoczesnych wind, oszklonych ścian i kolumienek, których jedynym zadaniem było ładne wyglądanie i tworzenie atmosfery.
Akira i Garry podeszli do recepcji.
- Dzień dobry, nazywam się Akira Toshida. Szukamy...

- Erie Tealight! - Wrzasnął wydawca.
- Taajest, szefie?
- Co to ma być kurwa, za, kurwa tekst? - Krzyknął tak, że aż szyby się zatrzęsły. - Gdzie ja to mam, kurwa, opublikować? W "Pani z Domu"? Jakich, kurwa, czytelników, interesują romanse Candy Suxxx sprzed dwudziestu lat?
- Oj, szefie, niech się szef uspokoi. - Zacząłem. - Ostatnio ten, wersję reżyserską jednego z jej filmów puścili i tak sobie pomyślałem, że można by rzucić troszkę światła na stare dzieje...
- Na twój mózg można by, kurwa, trochę światła rzucić! - Zacząłem się na prawdę martwić o okna. - Mitchell, weź no mi obczaj te wypociny, puścimy z dodatkiem, kurwa, kulturalnym. A ty, Erie, masz premię. Ale weź mnie tak nie wkurwiaj, co?
Zebrawszy kasę udałem się do windy i pogrążyłem w myślach. Wylie nie odbierał telefonów, co mogło mieć dwa powody:
a) Leżał pijany w biurze.
b) Wpadł w niezłe szambo.
Już za chwilę miałem się przekonać, że to zdecydowanie odpowiedź B.

- Powtarzam pani, nie interesuje nas prenumerata, tylko Erie Tealight, dziennikarz, który podobno tu pracuje... - Mówił zmęczonym głosem Akira.
- Hm. Myślę, że wstępne zamówienie na dwanaście miesięcy panów zadowoli. Proszę wypełnić tu... I tu... Jakiś problem?
- Tak, ty gruba mendo! - Stracił cierpliwość Garry. - Gówno nas obchodzi ten szmatławiec, szukamy TEALIGHTA!
- A czego szanowni panowie ode mnie chcą? - Zapytał dziwny jegomość, który dopiero co wyłonił się z jednej z wind. Długie czerwone dredy opadały mu do pasa, na nosie miał okulary o zielonych szkłach, a ubrany był w ciemnozielone spodnie i czerwoną koszulkę z wizerunkiem jakiegoś kubańskiego idealisty.
- Polecił nam pana... świętej pamięci już niestety detektyw. Wylie Meves. - Odrzekł Toshida wycierając własne szkła o koszulę.
Dziennikarz wyglądał jak sparaliżowany. Dopiero po jakiejś minucie powiedział "Alhambra, za pół godziny. Widzę, że musimy pogadać, ale muszę najpierw coś załatwić".

- I'm walkin' out for love... I'm walkin' bad really down, like a cool breeze...
I'm gonna be late again, driver wait for me please, I'm runnin' all in vain
Tryin' to catch this fuckin' train...
Lono wjechał na autostradę prowadzącą do Los Santos i kontynuował nucenie w takt melodii. Nie wiedział jeszcze, jak istotna dla niego okaże się ta wycieczka. I kogo spotka w mieście gangsta rapu oraz gwiazd Vinewood.

CDN

Maher
napisany 06.02.2008 o godzinie 15:10
zobacz profil autora
"Może mam jeszcze do Burkiny Faso aktówkę wysłać?"
haha! Czemu nie?!
metzen
napisany 29.04.2007 o godzinie 12:20
zobacz profil autora
No panowie, bez jaj. Może mam jeszcze do Burkiny Faso aktówkę wysłać? : d
tommypl
napisany 29.04.2007 o godzinie 08:50
zobacz profil autora
a londyn? :C czemu tylko miasta usa :p
unobserved
napisany 28.04.2007 o godzinie 21:33
zobacz profil autora
będzie 'back to Liberty City', gdzie odbędzie się decydująca akcja.
metzen
napisany 28.04.2007 o godzinie 18:00
zobacz profil autora
Później? Później to już zostaje tylko cmentarz.
wylie
napisany 28.04.2007 o godzinie 12:21
zobacz profil autora
z liberty do vice... z vice do san an... a pozniej...? ;D
Skowron
napisany 28.04.2007 o godzinie 00:48
zobacz profil autora
gdzies zauważyłem bład w postaci braku spacji.
unobserved
napisany 27.04.2007 o godzinie 22:21
zobacz profil autora
malutkie opóźnienie dzisiaj.

ale tekst jeden z lepszych i fajnie się czyta.
i dobrze, że z odcinka na odcinek nie jest gorzej - przeciwnie.

poza tym robi się z tego 'wielki pościg za małą walizką' : p

ghrathz.


Wybierz stronę: 1

Obecnie serwis przegląda 67 gości oraz 1 z 6657 zarejestrowanych użytkowników
Rodzina · chaos
Razem: 68 · Najwięcej (7125): 07.06.2015 · Ostatnio przyjęty: sch3bek
STATYSTYKI »
news · forum · blogi · mobile · rss · pliki · filmy · njoy · szukaj · mapa
© 2004 - 2024 GTAthegame
Kopiowanie materiałów bez zgody autorów jest zabronione!
Wszystkie prawa zastrzeżone · Polityka prywatności · Cookies